Po bardzo długiej przerwie, udało nam się wreszcie wybrać na
nasze pierwsze w tym sezonie zawody driftingowe, czyli Drift Masters w Płocku.
Ponad 300km w jedną stronę, ale wiedzieliśmy, że będzie warto, bo na stadionie
Wisły Płock można obejrzeć dobre show. Specjalnie na tą okazję wylany asfalt,
znakomita widoczność. Baliśmy się, że pogoda nie dopisze, zapowiadano opady
deszczu prawie od rana, ale nie było tak źle. Na hymnie wyszło nawet na chwile
słońce. Jednak przy TOP8 zaczęło już kropić, a na TOP4 i finał rozpadało się
całkowicie, wyganiając większość kibiców z trybun, w tym także nas.
Ta runda była wyjątkowo pechowa dla kilku zawodników. Paweł
Trela jeszcze na kwalifikacjach rozwalił auto, bo poszedł mu pasek wspomagania.
Ivo Cirulis także wylądował na betonowych separatorach po tym Krzysztof
Romanowski zepchnął go z toru uszkadzając przy tym też swój samochód. Pierwszy
raz widziałam odpadające drzwi w driftowozie i to dwukrotnie. Ilości
trzymających się na jednym zaczepie (tudzież trytyce ;)) zderzaków nie zliczę,
bo mam wrażenie, że w co drugim przejeździe ktoś prawie gubił zderzak. Dziwi
mnie także dlaczego niektórzy zawodnicy startowali w ogóle bez zderzaka, do tej
pory zawsze auta musiały być kompletne.
Pojawiło się także jak zawsze sporo narzekań kibiców na
niesprawiedliwe ocenianie zawodników Bud Matu, czyli teamu organizatora całej
serii. Ponoć sędziowie nie dostrzegają ich błędów i oceniają przejazdy bardziej
na ich korzyść. Wynika to po części z niedoinformowania, bo nie wszystkie
sporne wyniki są komentowane dla publiczności przez sędziów. A my jako kibice
też nie znamy wszystkich wyznaczników idealnej linii przejazdu, jak na przykład
zakaz dohamowywania w niektórych zakrętach. Jeden z takich przypadków skomentowało Drift Masters na swoim fanpage’u.
Największe rozczarowanie zawodów
przeżyłam przy pojedynku Jamesa Deana z Adamem Zalewskim. Gorąco kibicowałam
temu drugiemu przejścia do TOP4, ale pomimo dogrywki nie udało się. Doceniam
Deana, jest naprawdę świetnym kierowcą, ale już trochę nudzi mi się on na
podium i zdecydowanie bardziej kibicuję wszystkim Polakom. Dlatego ogromnym
zaskoczeniem było dla mnie zajęcie przez niego czwartego miejsca, żałuję, że
nie miałam okazji tego obejrzeć i czekam cały czas, aż wrzucą na YouTube’a
całość zawodów, aby to obejrzeć.
A zdecydowanie pozytywnym
zaskoczeniem był dla mnie Jaś Borawski, 12-latek, który już w poprzednim roku
pojawiał się na zawodach Drift Masters, ale dopiero w tym roku zdobył licencję.
Byłam trochę sceptycznie do niego nastawiona, choć wiem, że młodzi zawodnicy
też dają radę. Ale po tym jak zobaczyłam jak poradził sobie z tym trudnym,
technicznym i bardzo wąskim torem byłam pod wrażeniem. Zwłaszcza, że jechał w
parze z Jamesem Deanem. Zdecydowanie rośnie nam nowy talent, ciekawa jestem jak
rozwinie się jego kariera.
A odbiegając od tematu zawodów, jeszcze rok temu byłam
przekonana, że polskie drogi są w stosunkowo dobrym stanie. Jednak odkąd jeżdżę
na gwincie zdążyłam zdecydowanie zmienić zdanie. Totalnym koszmarem była nasza
droga powrotna z Płocka. Drogę dwupasową E75 wpisaliśmy już na naszą czarną
listę dróg, które należy omijać szerokim łukiem. Powrót do domu, wieczorem tą
drogą okazał się nie lada wyznaniem. Jest ona tak rozwalona że prawy pas nie
nadaje się w ogóle do niczego. Dziury, łaty, koleiny, wszystko to sprawia, że
autem rzuca na prawo i lewo po całej drodze. Lewy pas był trochę lepszy, ale
też bez rewelacji. Miał być bezstresowy powrót, a była szkoła przetrwania.
Jednak najgorsze jest to, że to najdogodniejsza trasa, żeby przejechać na
północ Polski od nas. Jakby ktoś miał obczajoną trasę jak można ominąć tą drogę
jadąc z Katowic w stronę Łodzi to piszcie koniecznie! Przyda się nie raz.
0 komentarze: